Tematy pojawiają się i znikają, budzą emocje i dyskusje, by zaraz zastąpiły je inne. Nie wiem czy pamiętacie, jak rok temu było głośno o ojcu Augustynie Pelanowskim. Po przeniesieniu zamilkł na chwilę. Teraz wraca, na kartach ponad 300 stronicowej książki. I nikt nie ukrywa, że te dziewiętnaście różnej długości rozdziałów to naprawdę to co najistotniejszego ojciec Pelanowski chce nam dziś przekazać.
Dla tych, którzy jakimś cudem nie kojarzą ojca Augustyna – to paulin o niezwykłej charyzmie, który otwarcie mówi jak jest i stara się ratować błądzących oraz wszystkich w trudnych sytuacjach. Mówi jasno i konkretnie o rzeczach ważnych. Wystarczy mu oddać głos choć na chwilę, a będziecie wiedzieć z jakim człowiekiem macie do czynienia: „Nie dajcie się pożreć, lecz kogo się da, przeciągajcie do zbawienia”.
Książka „Testament duchowy. Gdy noc staje się jaśniejsza niż dzień” jest pełna takich perełek i rad jak żyć, by zbawić siebie i innych. Od razu rzuca się w oczy duża liczba cytatów z Pisma Świętego i to, jak bardzo na nim oparte są treści. Nie zostajemy jednak ze Słowem sami, w przeciwnym wypadku wystarczyłoby wziąć Biblię i ją przeczytać (do czego gorąco namawia sam autor, i ja oczywiście).
Ojciec Pelanowski omawia kluczowe słowa, ale też opiera na cytatach z Pisma przykłady z historii świata, innych ludzi i swojej własnej. Wspomina śmierć Jakuba de Molaya, epidemię dżumy w Europie, historię Maksymiliana Kolbe oraz Faustyny Kowalskiej oraz wiele innych. Muszę przyznać, że to podobało mi się najbardziej – obrazowanie, że te dwa światy są nierozerwalnie połączone. Mój świat i świat Słowa. I że moje szczęście w głównej mierze zależy od tego czy żyję tym Słowem.
Jak osiągnąć szczęście w 4 prostych krokach
Ojciec Pelanowski napisał tak naprawdę jasny przewodnik pozbawiony domysłów i tzw. lania wody. Jest konkret:
- miej Chrystusa w sercu,
- przystępuj do Komunii Świętej,
- czytaj Pismo Święte,
- módl się.
Ale wbrew temu jak szybko można to wypunktować i jak prosto to może brzmieć – jest to ciężkie zadanie. O tym też jest ta książka, na szczęście pokazuje jak radykalnie przebrnąć przez lęki i zagrożenia. Bez rozmycia daje odpowiedzi na fundamentalne pytania. Trzeba jednak przyznać, że (przynajmniej mi) może być ciężko być aż tak radykalnym.
Nie ma się co oszukiwać, jest to kolejna książka, która nie jest ani łatwa, ani przyjemna. Nie raz i nie dwa czułam się dość niekomfortowo. Owszem, są fragmenty pokrzepiające, jest o nawróceniu, o miłości Boga i nawałnicy Jego miłosierdzia. Jednakże dość spora część tej lektury jest o cierpieniu.
Czy cierpienie uświęca i co mam wspólnego ze zbawieniem innych?
Ojciec Pelanowski przechodzi przez wszystkie zjawiska społeczne, nawet te najbardziej drażliwe. Porusza cały system nerwowy. Zaczyna się „niewinnie”, od niezgody na grzech. Ile razy miłością bliźniego, przyjaźnią i innymi wymówkami zakrywamy fakt, że otwarcie przyzwalamy innym na grzech. Bo tak jest miło, wygodnie i współcześnie. Sama się na tym złapałam, na myśleniu, co tu ojciec wypisuje. Moje życie mogę zmieniać, ale innym nie będę mówić jak mają żyć. Błąd! Bo jeśli naprawdę nam na kimś zależy to przecież chcemy dla niego zbawienia! Nie mówię o krucjatach, ale mamy prawo napominać i modlić się o nawrócenie.
Im dalej w książkę, tym coraz więcej trzeba odzierać się z codziennych tłumaczeń i fałszu. Pojawił się jakże aktualny temat imigrantów, prześladowań, islamizacji i… ewangelizacji. Kiedy ostatnio ewangelizowaliście? Bo ja, niestety, muszę przyznać, że nie pamiętam.
Mocne, ale być może potrzebne słowa padają właśnie gdzieś w połowie książki:
Jest tylko jedna jedyna Ewangelia i jest tylko jedno jedyne prawdziwe Objawienie, którego dziedzicami jesteśmy my, katolicy, dlatego siły ciemności, zazdroszczące nam, pragną nam wmówić, że tak nie jest i że nie jest istotne, w co się wierzy, jak się wierzy, byleby być „dobrym człowiekiem”. Przestaje być katolikiem ten, kto by twierdził, że poza katolickim Kościołem jest dostępne zbawienie.
Długo ten fragment przedzierał mi się przez głowę, serce, całą skórę, aż do kości. I pomimo pewnej niezgody, czuję, że jest w tym też sporo racji. Takiej prawdy, której każdy się nieco obawia i nikt nie chce mówić o niej głośno. W mojej głowie została wręcz wykrzyczana i wciąż ją słyszę. Ojciec Pelanowski zmusza do spojrzenia w głąb siebie i odnalezienia sensu swojej wiary. Powrotu do podstaw i fundamentów.
Nienawiść, która daje wolność
Każdy z nas zna na pamięć fragment Ewangelii Mateusza: „ostatni będą pierwszymi”. W życiu jednak chcemy osiągać sukcesy, dostawać pochwały, awanse, układać sobie życie osobiste. Tymczasem ojciec Pelanowski pokazuje nam kilka przykładów z Pisma Świętego i życia, że najbliżej Boga są Ci, którzy są naprawdę ostatni tu na ziemi, którzy cierpią i poświęcają się służbie.
Aby naprawdę oddać się Panu, trzeba być już naprawdę ostatnim, podeptanym, tak, że się Go chwyta niejako od tyłu. Cierpienie – nie ważne czy nieco lżejsze czy niemal nie do wytrzymania, czy fizyczne, psychiczne czy duchowe – zawsze zmusza nas do zmiany perspektywy. Do innego postrzegania spraw i rzeczywistości.
Nie ukrywam, to kolejny ciężki temat poruszany w tej książce. Ale właśnie dzięki temu, że tu naprawdę nie ma ma tematów tabu jest to niesamowita podróż. Podróż wiary, by odnaleźć sens życia. „Nawóz cierpienia jest bolesny, ale wskazuje na to co dotychczas było w nas niedojrzałe i ukryte” pisze ojciec Augustyn Pelanowski i muszę przyznać, że ta książka może stać się takim nawozem dla wszystkich czytelników. Bezlitośnie odziera nas z nagromadzonych kłamstw i iluzji. Mimo, że w trakcie czytania zaboli, i pewnie się zdenerwujecie – naprawdę warto. Później można złapać oddech. I próbować naprawiać co się da. Bo po raz ostatni cytując autora: „nienawiść prawdziwa potrafi dać wolność tak jak fałszywa miłość zniewolić”.
Chrystus jest Prawdą, a Prawda wyzwala. Więc nie traćmy więcej czasu, pomnażajmy czas dla Jezusa. Wróćmy do punktów wypisanych wyżej. Rozwijajmy relację z Bogiem i zbawiajmy siebie oraz naszych najbliższych. Zresztą sami się przekonacie, że im lepsza będzie relacja z Bogiem tym bardziej pogodzeni będziecie z innymi oraz – co być może ważniejsze – z samymi sobą.
Podsumowując – do odważnych świat należy. Nie będę Was okłamywać. Książka „Testament duchowy. Gdy noc staje się jaśniejsza niż dzień” o. Augustyna Pelanowskiego jest ciężka i trudna. Ale polecam ją wszystkim – wierzącym, agnostykom i niewierzącym. Dlaczego? Bo jest konkretna, jak mało co we współczesnym świecie i szczera do bólu. Wbrew temu co się może wydawać, jej lektura nie męczy, a daje ożywczego kopa do ogarnięcia się.
Kasia Ragan